poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 2


 Dotyk Josepha sprawiał, że zapominałam o tym kim jestem. Nawet pochodzenie mojego kochanka nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Miałam niekiedy dość dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. Dla mnie każdy był równy.
  Gdy już prawie ściągnęłam koszulę Josepha, on odsunął się jakby oparzony i zaczął ją z powrotem zapinać.
  – Co się stało? – spytałam zbita z tropu.
  – Zaczekaj tu chwilę – powiedział i wyszedł z altanki pozostawiając mnie samą.
  Nie miałam pojęcia co się stało, że musiał akurat teraz wyjść. Byłam na niego wściekła, ale miałam nadzieje, że wróci jak najszybciej i mi to wyjaśni.
  – Elizabeth co ty, tutaj robisz? – usłyszałam jego głos.
  – Musimy porozmawiać – odpowiedziała. – Ktoś narobił niezłego bałaganu i teraz łowcy nas ścigają.
  – Myślałem, że wampiry.
  – Ludzie nie są tacy głupi na jakich wyglądają Josephie.
  – Namierzyłaś już mordercę tej kobiety?
  – Nie. Edward powiedział, że podejrzewa twojego brata, bo dość często kręcił się przy jego siostrze.
  O matko Joseph ma brata! A ja nic o tym nie wiem. Dlaczego mi nie powiedział? Czyżby miał przede mną jakieś tajemnice? Czy to właśnie jego brat zabił siostrę Edwarda? 
  Tyle pytań naraz rzuciło mi się na myśl, że nie miałam pojęcia, które najpierw zadam mojemu kochankowi. Jedno jest pewne musiał mi jeszcze wiele wyjaśnić.
  – Mogę ci zaręczyć na grób mojej matki, że Marc jest niewinny.
  – Sama nie wiem. Wiesz jaki on jest.
  – Wiem.
  – Jeśli się okaże, że to Marc sprawia nam kłopoty będę musiała osobiście go zabić, bo ludzie nie mogą dowiedzieć się o naszym istnieniu – po słowach Elizabeth przeszła mnie gęsia skórka.
  Z kim Joseph się zadawał? I o jakich istotach ona mówiła? Czy naprawdę istnieją jeszcze inne rasy prócz wampirów? To było naprawdę dziwne. Już sama nie wiedziałam z kim, a raczej z czym mam do czynienia.
  – Porozmawiam z nim – oznajmił Joseph.
  – Mam taką nadzieje – powiedziała chłodno Elizabeth. – Nigdy bym nie pomyślała, że dla kobiety mógłbyś udawać kogoś kim nie jesteś Josephie – dodała.
  Co takiego? O czym ona mówi? Joseph nie jest tym za kogo się podaje? 
  Fala szoku i przerażenia przeszła przez moje ciało. Nie byłam już pewna czy nadal chcę poznać całą prawdę o moim kochanku. Może najlepiej będzie jeśli go zostawię i skupię się tylko na Edwardzie? Ale jeśli on jest taki sam ja oni? Miałam mieszane uczucia.
  – To nie byle jaka kobieta.
  – Nie wątpię, ale równie dobrze mogłeś ją zdobyć będąc sobą.
  – Raczej nie – stwierdził.
  – Jeszcze tydzień temu miałeś obsesję na moim punkcie. Jospehie nie mów mi, że zapomniałeś o tamtych cudownych nocach, które razem spędziliśmy.  
  – Nadal cię uwielbiam Elizabeth i nigdy nie zapomniałem o tym co się między nami wydarzyło, ale ona bardzo przypomina mi Mary.
  Czy Joseph uwodzi wszystkie kobiety, które ma w zasięgu wzroku? To raczej nie możliwe żeby coś kiedykolwiek ich łączyło. Nie to nie może być prawda. On nigdy by nie zagrał na czyjś uczuciach. Mój Joseph taki nie był. I kim była Mary?
  – Ale to nie jest ta sama kobieta i dobrze ci radzę odpuść ją sobie, bo Edward będzie wściekły jak się o tym dowie.
  – Mam gdzieś Edwarda – warknął.
  – Słuchaj nie chcę żadnych wojen wśród swoich podwładnych więc lepiej mnie posłuchaj, bo inaczej mogę skrócić twój długi żywot.
  Mimo, że nie znałam tej kobiety coś podpowiedziało mi, że nie była to miła osoba, a raczej bestia w ludzkiej skórze.
  – Mogłeś mnie uprzedzić wcześniej, że tutaj jest – powiedziała nieco oburzona.
  – Wybacz zapomniałem.
  – Mam nadzieje, że nic nie słyszała. Muszę już iść – oznajmiła. – Rozmów się z bratem i odwiedź mnie jak najszybciej, bo musimy złapać osobę, która łamie moje zasady.
  – Oczywiście.
  Joseph wrócił do altanki i chciał się do mnie zbliżyć, ale ja szybko się od niego odsunęłam. Pierwszy raz się go bałam, bo nie miałam pojęcia z kim mam do czynienia. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że nic o nim nie wiem.
  – Isabelle co się dzieje? – spytał zdziwiony.
  – Nie zbliżaj się do mnie! – wykrzyczałam ignorując jego pytanie.
  – Kochanie uspokój się! Mogę ci to wytłumaczyć.
  – Kim ona była?
  – Ona jest obłąkana nie wie co mówi.
  – Jej głos nie wskazywał na to.
  – Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał.
  – Wracam do siebie – powiedziałam ignorując jego słowa i wyszłam z altanki.
  Joseph poszedł w moje ślady i już znalazł się tuż obok mnie. Nie miałam ochoty ciągnąć dużej tej rozmowy, bo on chciał mi wmówić jakieś kłamstwo, a ja doskonale wiedziałam, że coś jest nie tak. 
  Ta kobieta była z pewnością jego byłą kochanką, o której nie miał odwagi mi powiedzieć. Prawda o nim najwidoczniej była równie mroczna, co ta nieznajoma.
  – Odejdź! – wykrzyczałam i wbiegłam do holu.
  Weszłam po schodach na górę i skręciłam w prawo kierując się w stronę mojej sypialni.
   Poczułam jak Joseph chwyta mnie za rękę i przypiera do ściany. Takiego go jeszcze nie znałam. Był brutalny i nie zważał na to, że jego uścisk sprawiał mi ból. W jego oczach wręcz buchały ogniki wściekłości.
– Puść mnie – wysyczałam przez zęby.
– Puszczę cię dopiero gdy mnie wysłuchasz.
Teraz jego oczy przybrały krwistoczerwony kolor. Czułam się jakbym stała przed nieznanym mi nigdy człowiekiem, a raczej potworem, który lada chwila mnie rozerwie na strzępy.
– Jeśli ktoś nas usłyszy…  – nie zdążyłam dokończyć.
– Możesz być pewna, że zbyt mocno śpią, by cokolwiek usłyszeli. Jesteśmy zdani tylko na siebie Isabelle – wtrącił się.
Poczułam jak w kącikach moich oczu gromadzą się łzy. Uścisk Josepha stawał się coraz bardziej mocniejszy. Próbowałam wyswobodzić moje nadgarstki, ale nie byłam zbyt silna, by mi się to udało.
– Nienawidzę cię! – wykrzyczałam.
– Nie prawda, ty mnie kochasz – zaprzeczył uśmiechając się triumfalnie.
Mój oddech przyspieszył, a serce zaczęło bić jak szalone. Czułam jak moje ciało paraliżuje strach.
– Nie bój się przecież nic ci nie zrobię Isabelle.
– Właśnie to robisz.
W końcu uświadomił sobie, że trzymał mnie zbyt mocno i nieco rozluźnił uścisk, ale nadgarstki nadal były rozrywane przez ból.
– Puść mnie to boli – błagałam, ale on nic sobie z tego nie robił.
– Najpierw mnie wysłuchasz.
– Nie mam na to ochoty.
Joseph rozejrzał się dokoła jakby czegoś szukał, po czym znów spojrzał na mnie tymi swoimi krwawymi oczami, które już nie przypominały tamtych ciepłych zielonych tęczówek co wcześniej.
– Kochany braciszku słyszałeś prośbę tej pięknej damy – usłyszałam obcy męski głos i spojrzałam w stronę, z której dobiegał.
Niedaleko nas stała idealna kopia Josepha. Może nie tak idealna jakby się mogło zdawać, bo były dwa małe szczegóły, które ich od siebie odróżniały.
Po pierwsze jego brat był ubrany w najlepsze ubrania, na które mogła sobie pozwolić tylko szlachta. Jakim cudem mógł sobie na nie pozwolić?
Po drugie oczy Marka miały głęboki odcień pomarańczy, który mieszał się z nutą brązu. 
Jego brat stał i wpatrywał się w nas z lekkim uśmieszkiem. Najwidoczniej bawiła go ta cała sytuacja. 
Joseph puścił moje nadgarstki i podszedł do bliźniaka, a ja tkwiłam nadal oparta o ścianę nie mogąc ruszyć się z miejsca.
– Isabelle idź do siebie dokończymy później tą rozmowę – Joseph ostatni raz spojrzał na mnie i ruszył wraz z Markiem w stronę schodów.
Jeszcze przez chwilę stałam wpatrzona w miejsce, w którym tak niedawno stali obaj bracia. Teraz czułam się jeszcze bardziej zagubiona. Nawet nie wiedziałam czy spojrzę jeszcze na Josepha tak jak wcześniej. Czy może raczej będę go unikać.
Wróciłam do swej sypialni i położyłam się na łóżku. Nie miałam ochoty się przebierać i zasnęłam w mojej sukni, która do spania nie była zbyt wygodna.
         

Jej krwistoczerwone oczy wpatrywały się we mnie, a postawa ciała tajemniczej kobiety świadczyła o gotowości do ataku. Przełknęłam głośno ślinę wyczekując na śmierć, która zdawała się za chwilę nadejść. Bo ta dziwna nad ludzka istota o przerażających oczach nie zamierzała zapewne pozostawić mnie przy życiu tylko rozszarpać na małe drobne kawałeczki. Ja przy niej nie miałam żadnych szans, ponieważ strach sparaliżował całe moje ciało i leżałam bezwładnie na łóżku w nieznanym mi dotąd pokoju, wpatrzona w moją zabójczynię. 
   Blondynka rzuciła się na mnie niczym wygłodniałe zwierzę i zaczęła rozrywać moją klatkę piersiową, by zaraz potem wyciągnąć z niej moje jeszcze bijące serce. Moje oczy okryły się mgłą, a ja czułam, że odpływam w nieznane, ale nadal miałam świadomość tego co tu się dzieje. 
  Nadal widziałam każdy ruch tajemniczej kobiety, która właśnie wsadzała moje serce do brązowej, drewnianej szkatuły, zamykając ją z trzaskiem.
   Poczułam się w pewnej chwili jak nowo narodzona. Jakby ktoś tchnął we mnie nowe życie. Było to przyjemne do momentu gdy nie poczułam tego przerażającego bólu, który przeszywał całe moje ciało, pod wpływem tego nie przyjemnego doznania zaczęłam się zwijać jak wąż, drąc się na całe gardło i błagając w duchu o śmierć, która tak niedawno była mi pisana.
   Nieznajoma stała przy toaletce obserwując moją mękę. Na jej ustach niemal pojawił się uśmiech zachwytu, ale z szybkością błyskawicy znikł. Najwidoczniej nie chciała pokazywać tego jak bardzo bawi ją mój widok. Ale ona nie miała pojęcia co ja w tej chwili przeżywam. Nawet sobie nie zdawała sprawy jak to bardzo boli, a ja nawet nie miałam pojęcia co wywołało ten ból, aż do chwili gdy spojrzałam na swoją klatkę piersiową.
   Zamarłam pod wpływem widoku mojego rozerwanego ciała, które teraz powracało na swoje miejsce. To przecież nie było możliwe! Jakim cudem udało jej się dokonać samo leczenia? Kim ona jest? Normalni śmiertelnicy tego nie potrafią. Czy ona jest kimś więcej niż zwykłą śmiertelniczką?
   – Widzisz Isabelle ja nie jestem śmiertelniczką i nigdy nią nie byłam – udzieliła odpowiedzi na moje ostatnie pytanie.
   Moje źrenice się rozszerzył, a gdyby moje serce nadal tkwiło tam gdzie powinno z pewności poczułabym jak przyśpiesza pod wpływem przerażenia. Ta kobieta potrafiła czytać w moich myślach. Już nawet okrzyki bólu nie wydostawały się z mojego gardła, strach opanował całe moje ciało.
   – Isabelle bez obaw nie mam zamiaru cię skrzywdzić – powiedziała łagodnym głosem na jaki tylko mogło ją stać. – Jestem tu żeby ci pomóc.
   To nie było zbyt przekonujące, zwłaszcza po tym co mi zrobiła. Przed moimi oczami ciągle widniał obraz mojego bijącego serca ociekającego krwią, które tak niedawno trzymała w swojej dłoni, przyglądając mu się uważnie.
    – To jest początek twojego nowego życia moja droga. Wszystko ci opowiem jak dojdziesz do siebie, a teraz proszę cię połóż się spać Isabelle we śnie będzie mniej boleć – podeszła do mnie i złożyła na moim czole delikatny pocałunek. – Śpij moja nowo narodzona siostro.
   Nie wiem jak to zrobiła, ale pod wpływem jej delikatnego cichego głosu zamknęłam oczy i dałam się ponieść w krainę snów.
ლ 

Otworzyłam oczy i usidłam na łóżku. Moje serce waliło jak oszalałe, a twarz była cała zalana potem. Znów miałam ten koszmar, który śnił mi się już od zeszłego tygodnia i chyba w pewnym sensie wiązał się on z Josephem, ponieważ zaczął się w dzień, w którym pierwszy raz pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć. Nie jestem pewna czy to właśnie przez nasze schadzki mam te sny, ale moje przeczucie mówi mi, że są z nim powiązane i to bardzo mocno.  
   Jeszcze nie wiem jak, ale mam nadzieje, że wkrótce to odkryję, a ta przerażająca kobieta przestanie nawiedzać mnie we snach. Bo takie realne sny nie są zbytnio przyjemne, wręcz przyprawiają o dreszcze i palpitacje serca. 
  Zawsze gdy się z nich budzę sprawdzam czy moje serce nadal jest na swoim miejscu.
  Poczułam jak ktoś dotyka mojej dłoni, a potem szepta mi do ucha te kojące słowa:
  – Isabelle uspokój się nic ci nie grozi. 
  Dobrze znałam ten głos. Miałam wrażenie, że z jakiegoś powodu nie powinnam już z nim rozmawiać, ale nie pamiętam o co chodziło. 
  W mojej pamięci utkwiły tylko trzy imiona: Elizabeth, Marc i Mary.  Ale kim były te osoby? Nie mam pojęcia. 
– Joseph jak się tu dostałeś?
– Wspiąłem się po drzewie, a potem wślizgnąłem się na twój balkon i wszedłem do środka.
– Nocą mam cały czas zamknięte drzwi balkonowe, więc jakim cudem tu wszedłeś?
  – Dla mnie żadna przeszkoda nie stanowi problemu, gdy chodzi o spotkanie z tobą zawsze się dostanę – szepnął mi do ucha muskając palcami moją szyję.
   Coraz częściej zastanawiałam się czy mój kochanek jest naprawdę człowiekiem czy może jakąś nadnaturalną istotą, których jest coraz więcej w Hellish. Teraz wiele się słyszy o nasilających się morderstwach, w których ofiary zazwyczaj są pozbawione serca lub całkowicie osuszone z krwi. Nikt nawet nie wiedział co się kryje w mrokach nocy. Z tego co mówił mój ojciec wywnioskowałam, że mieszkańcy podejrzewają wampiry, dlatego też w mieście pojawia się coraz więcej łowców.
   Muszę przyznać, że niektóre wampirze cechy pasowały do Josepha. Był nieziemsko przystojny, a do tego miał strasznie bladą cerę. Raz też byłam świadkiem jego nadludzkiej siły. Kiedyś w czasie spaceru widziałam jak podnosi głaz obok jednej z alejek w ogrodzie. On chyba nawet nie miał pojęcia, że go obserwuję, bo bez żadnego skrępowania przełamał głaz na małe kawałeczki i wrzucił je do wiadra. To było naprawdę dziwne, że aż przetarłam oczy nie mogąc uwierzyć w to co zobaczyłam.
   Przeczesałam dłonią swoje włosy, nadal zastanawiając się nad tym czy mój kochanek rzeczywiście mógł być wampirem. Choć jeden fakt się nie zgadzał. Wampiry z tego co słyszałam i czytałam nie mogą chodzić za dnia ponieważ słońce je spala, a Joseph poruszał się za dnia jak i nocą. Ale jeśli nie wampir to cóżby innego?
  – O czym myślisz? – spytał przerywając głuchą cisze.
– Zastanawiałam się nad tym czy jesteś wampirem – odpowiedziałam.
– Nigdy nie przypuszczałbym, że będziesz mnie o to podejrzewać – zachichotał. – Może powiesz mi dlaczego tak myślisz.
– Bo nie wyglądasz jak zwykły śmiertelnik. Twoja uroda wręcz zwala z nóg, a żadna kobieta nie przechodzi obok ciebie obojętnie.
– Cóż ma się ten urok. Co od razu nie świadczy o tym, że jestem krwiopijcą, gdybym nim był już dawno przyssał bym się do twojej szyi, bo tak pięknie pachniesz.
– I te twoje dziwne wypowiedzi jeszcze bardziej wzbudzają moje podejrzenia.
– Mhy – wymruczał pod nosem ignorując zupełnie moje słowa.
Bardziej był pochłonięty obsypywaniem mojego ciała ciepłymi pocałunkami, a ja pod wpływem jego dotyku zapominałam o wszystkim co mnie dotychczas trapiło. W takich chwilach wydawało mi się jakbyśmy się odłączali od tego świata i wkraczali w inny. Z nim wszystko wydawało się takie inne i łatwiejsze.
Jego ręce i usta nadal błądziły po moim ciele, a ja dopiero teraz sobie uświadomiłam, że pozbawił mnie ubrania. Nawet nie wiedziałam kiedy to zrobił.
 – Chyba powinieneś już pójść – powiedziałam kładąc się na poduszki.
 – Pójdę dopiero gdy skończę to co zacząłem Isabelle.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo uciszył mnie pocałunkiem. 
Poczułam jak jego dłonie znów zaczęły wędrówkę po moim ciele. Było to bardzo przyjemne, ale także niebezpieczne, bo w każdej chwili ktoś mógł nas przyłapać w końcu licho nie śpi.
Nawet mimo mojej silnej woli zawsze mu ulegam. Miał w sobie coś co mnie do niego przyciągało i sprawiało, że moja silna wola tak po prostu się wyłączała. Może to przez tą jego aurę tajemniczości lub osobisty urok.
Zjechał ustami do mojego karku i go ucałował, a ja jęknęłam cicho. Mogłam się założyć o cokolwiek, że na jego ustach pojawił się uśmiech triumfu. Tak było zawsze, gdy ulegałam jego kuszeniu. Mogłabym tak trwać z nim przez wieczność, ale ranek zbliżał się nieubłagalnie szybko, a ja byłam już u szczytu wytrzymałości. Chciałam w końcu poczuć go w sobie, a on jak na złość zwlekał.
– Weź mnie proszę. Już dłużej tego nie zniosę.
Nie musiałam zbyt długo prosić, on również był zbytnio podniecony, by dłużej grać w te swoje gierki. Uniósł nieco moje biodra i wszedł we mnie jednym, pewnym siebie pchnięciem. Pod wpływem tej narastającej rozkoszy jęknęłam przeciągle, wyginając swoje ciało w łuk. Nasze usta znów się odnalazły i złączyły w namiętnym pocałunku, a ciała poruszały się w zgodzie jakby były jednością. Może byliśmy sobie pisani?
Trzymałam go mocno za biodra, a on jedną ręką obejmował moją szyję, a drugą gładził moje spragnione ciało. Gdyby mój ojciec nas teraz widział z pewnością nie byłby ze mnie dumny, a raczej wściekły. Ale co zrobić jak serce nie sługa? Ten marny służący tak bardzo urzekł moje głupiutkie serce, że teraz nie potrafię się od niego uwolnić.
Skończyliśmy w tym samym momencie jakbyśmy faktycznie byli jednością. Byłam wyczerpana tą upojną nocą i opadłam na poduszki. Joseph okrył moje nagie ciało kołdrą, pocałował mnie w czoło i zaczął się ubierać.
– Teraz to mogę już iść – powiedział. – Śpij dobrze Isabelle – dodał głaskając mnie na pożegnanie po policzku.
Niemal natychmiast zasnęłam modląc się w duchu o spokojny sen. Pieszczoty mojego kochanka uspokoiły nieco mój umysł i odpędziły ode mnie senne koszmary. 


Witam was ;)

Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać, ale jakoś ostatnio mnie wena opuściła i do tego byłam zmęczona po praktykach. No, ale wena w końcu powróciła i dokończyłam ten rozdział. Mam nadzieje, że ten rozdział spodoba wam się tak samo jak poprzednie. 
Pozdrawiam i do usłyszenia! ;*

Obserwatorzy